WYWIAD Z KOBIETĄ SUKCESU, KTÓRA DZISIAJ RANO BYŁA GOŚCIEM PROGRAMU DZIEŃ DOBRY TVN
„Życie kobiety ze sztangą”
Jolanta Popowicz Anasiewicz-bolesławianka, mistrzyni i rekordzistka świata znana z wytrwałości, miłości do siłowni i fitnessu, zdrowego stylu życia oraz z motywowania swoich podopiecznych i „wyciskania” z nich ostatnich sił - w dobrym tego słowa znaczeniu.
Simona Stolicka: Witam Pani Jolu.Widzę, że uśmiech nie schodzi Pani z twarzy. Jak zwykle Pani świetnie wygląda.Jak tam samopoczucie? Ile godzin treningu dzisiaj za Panią? Chociaż dzisiaj jest niedziela...Czy mimo to był jakiś sport dzisiaj w planach?
Jolanta Popowicz Anasiewicz: Witam,dziękuję. Samopoczucie zawsze jest bardzo dobre.Nie, w niedzielę nie chodzę na siłownię, chociaż jak jest lato, to wtedy biegam lub jak jest śnieg, jeżdżę na nartach, tak dla rekreacji.
Czy po dniu ciężkiej pracy związanej z samorozwojem i budowaniem sylwetek miłośników fitnessu, odpoczynek, rozrywki (oprócz siłowni, bo sport dla Pani to również rozrywka) typu kino, wypad z koleżanką itd. jest pewnego rodzaju zbawieniem?
Oooo! Mam mówić prawdę?
Tak, jak najbardziej.
Dla mnie moja praca nie jest typową pracą, do której się idzie, dlatego że trzeba.Ja to kocham i nie traktuję dosłownie „pracy jako pracy”. Nigdy nie mówię, że idę do pracy, tylko "idę na treningi". To jest też moja pasja, więc nie można podchodzić do tego inaczej. Moje całe życie jest związane ze sportem i oczywiście kino jest odskocznią, lubię też spotykać się ze znajomymi, ale moją wielką miłością od zawsze jest aktywność fizyczna.
Czyli sport zawsze i wszędzie? Czy to praca, rozrywka lub odpoczynek...
Tak,zgadza się.
Powiedziała Pani kiedyś dość i STOP z byciem fit? Po gorszym dniu, zdenerwowaniu lub jakimś problemie?
Nie, dlatego że ja to naprawdę kocham podkreślając to raz jeszcze, kocham sport od zawsze.Od dziecka trenowałam pływanie, później inne sporty i trenując przez 30 lat ja się tym nie zmęczyłam. To jest coś co jest we mnie - w moim sercu. Tym czymś oddycham, jest to moja druga połówka.Dlatego nigdy nie powiem STOP.
Ma Pani świadomość tego, że jest Pani inspiracją dla wielu kobiet? Czy zdarzały się jakieś nieporozumienia w bolesławieckim „fitnessowym” otoczeniu związane z zazdrością? Jeśli tak to czy było/jest ciężko, czy generalnie zdaje sobie Pani z tego sprawę i dalej robi swoje i nie przejmuje się tym?
Po latach pracy wiem, że jestem inspiracją dla wielu kobiet, bo w tej chwili mam 49 lat i wszystko jest tak jakby z pokolenia na pokolenie; kobiety kiedyś uczęszczały na moje treningi, a teraz chodzą do mnie ich córki i to jest inspiracja dla kobiet, które widzą, że w każdym wieku można ćwiczyć, że wiek nie ma znaczenia i jeśli uprawiamy sport, to jest to coś co daje nam „powera” do życia, coś co nas rozwija, nie tylko w wyglądzie, ale też w samopoczuciu; jesteśmy sprawniejsze i chcemy więcej. Oczywiście jest konkurencja i to coraz większa.Jak zaczynałam prowadzić fitness w Bolesławcu to byłam jedyna. Wszystkie obecnie dziewczyny, które prowadzą w moim mieście zajęcia, chodziły kiedyś do mnie. To nie jest zazdrość z ich strony, cieszę się, że ja te dziewczyny zaszczepiłam tym sportem i przez to, że do mnie chodziły, a teraz prowadzą zajęcia,to tylko mogę być dumna! Jednak wiem, że zawsze się ktoś znajdzie, kto by chciał podłożyć mi kłodę pod nogi, ale ja się tym nie przejmuję i robię swoje.Tak jest najlepiej! Ale się rozgadałam...
I bardzo dobrze! Lubi Pani rywalizację? Może jest to rodzaj motywacji? Po to, by piąć się w górę i wciąż być w czołówce na zawodach zarówno w Polsce, jak i za granicą?
Lubię bardzo rywalizację, zawody wręcz kocham. Motywuje mnie ta adrenalina. Jestem taką osobą, że czasem popełnię jakiś błąd wyciskając sztangę, np.: źle ją opuszczę, nie podniosę do góry, ale ja się nie zniechęcam tylko jak wiem, że jest ktoś lepszy to mnie to motywuje i jeszcze bardziej jestem nakręcona na następne zawody i czekam na treningi, bo bardzo chcę to poprawić i zrobić raz jeszcze. Uwielbiam to!
Jest jakieś drugie podejście na zwodach? Jak coś Pani nie wyjdzie? Później jest poprawa wyników?
Tak, są 3 podejścia, ale czasem tak jest, że trzecie się zepsuje i zaliczają tylko dwa.Jeśli mi się to zdarzy, jestem wkurzona i nakręcona, by zrobić to lepiej. Wtedy wiem, że jest to moja wina ze względu na to, że jest to sport indywidualny i wtedy poprawiam swoje wyniki.Zależy to tylko i wyłącznie ode mnie.
Kiedy podjęła Pani decyzję o uczestnictwie w zawodach wyciskania sztangi International Bench Press? Od początku przygody z siłownią, czy może później zainteresowało to Panią i „przyciągnęło”?
Jak poszłam pierwszy raz na siłownię, miałam 17 lat. To były jeszcze lata osiemdziesiąte i byłam jedyną kobietą w Bolesławcu w prężnej grupie w Trójboju Siłowym.Była to grupa silna i znacząca w Polsce. Na początku okazało się, że jestem dość silna i, że mogłabym w tym kierunku pójść. Najpierw ćwiczyłam dla siebie, po urodzeniu mojej córki mając 23 lata, postanowiłam, że pójdę w tę stronę i trener się mną zaopiekował, zostałam powołana do kadry polskiej i byłam w czołówce bardzo dobra.Tak zaczęła się moja przygoda „ze sztangą”.
Które zawody(śledząc Pani portale społecznościowe wiem, że było ich dużo) wspomina Pani najlepiej pod względem atmosfery, a z których jest Pani najbardziej dumna?
Mogę powiedzieć, że wszystkie traktuję na równi, ale jednak szczególne dla mnie zawody, to były mistrzostwa świata w 2016r., w Moskwie, ponieważ wzięcie w nich udziału(w mistrzostwach) było moim marzeniem. Miesiąc przed moim wyjazdem na zawody do Stanów miałam wypadek- pękniętą czaszkę. Niestety nie mogłam w nich uczestniczyć, a to było też moje marzenie żeby wystartować w mistrzostwach świata- na prestiżowych, najlepszych mistrzostwach w Stanach. Co się okazało, odwołali je i przenieśli właśnie do Moskwy. Tam udało mi się wystartować. Jadąc tam, wiedziałam, że będzie ciężko. Tak na marginesie sponsorem był Putin, wiedziałam że będą tam najlepsi z najlepszych,ale udało mi się w mojej kategorii wagowej wygrać złoto. To jest mój sukces i osiągnięcie, które dało mi kopa.
Stres był?
Stres był ogromny. Do samego końca walczyłam z rosjanką, która też nie odpuszczała. Wygrałam wagą, wycisnęłyśmy tyle samo, ale dzięki temu, że byłam od niej lżejsza, a ciężar sztangi ten sam- WYGRAŁAM!
Gratuluję! Czy rodzina protestowała, kiedy oznajmiła Pani, że jest taki sport i, że chyba to jest ta konkretna życiowa pasja?
Nigdy, rodzina od zawsze mnie wspiera.
Obiły się Pani o uszy określenia typu: „kobieta i sztanga”, „to sport dla mężczyzn”? Jakie były Pani reakcje?
Tak...są tacy ludzie, którzy potrafią powiedzieć „babochłop”, ludzie którzy nie mają pojęcia na czym ten sport polega.Wszyscy prowadzą do jednego: „sporty siłowe, są tylko i wyłącznie na sterydach”.A tak przecież nie jest! Są różne kategorie wagowe, jak już mówiłam wcześniej, ja startuję w tych do 60 kg. Zawody są z testem i bez testu (testy sterydowe, doppingowe). Ja zawsze startuję w tych z testem, więc mogę udowodnić, że ani doppingu,ani sterydów nie zażywam. Kiedyś ludzie więcej wszystko negatywnie komentowali, teraz jest coraz lepiej, chociaż zawsze znajdzie się ktoś taki, kto nie wie, ale napisze gdzieś coś o mnie anonimowo lub powiei jakieś negatywne rzeczy.Ale ja nie uważam siebie za babochłopa i w ogóle mnie to nie rusza.
Co z byciem fit? Biorąc pod uwagę częste sportowe wyjazdy, trzeba stosować jakąś rygorystyczną dietę?
Zdrowo się odżywiam, ale nie wpadam w paranoję.W tygodniu do swojego organizmu dostarczam odpowiednią ilość kalorii, bo wiadomo, jeśli się ćwiczy tyle godzin, to musi być duża liczba kalorii żeby ten wydatek energetyczny był odpowiedni i żeby można było uzyskać siłę.
Pozwala sobie Pani na małe „co nieco” w postaci deseru czy kotleta schabowego ?
Wiadomo, jeżeli pójdę do swoich rodziców i mama poczęstuje mnie jakimś ciastem, albo zrobi na obiad pierogi to nie przesadzam i to jem.Czasem zjem nawet wszystkie ciastka, nieczęstując nikogo. Szok! Jednak te małe co nieco nigdy nie jadam późnym wieczorem.Jeśli mam sobie zjeść coś słodkiego, to jem to po śniadaniu, albo na obiad, ale nigdy nie pozwalam sobie na wieczór. Nie jadam węglowodanów po 18:00. Jeśli jeść coś na noc to, np.: białko, warzywa czy ryby, ale ciasta, ciasteczka to nie.
A używki typu alkohol, papierosy? Jeśli oczywiście można spytać. Zdarza się czasami? Zaburza to rytm pracy sportowaca?
Nigdy w życiu nie paliłam, alkoholu też nigdy nie spożywałam w ogromnych ilościach; wódki nigdy nie piłam. Od czasu do czasu lubię sobie wypić lampkę wina.I to wszystko.
Doskonale Pani wygląda.Zarówno na siłowni, jak i po. Może poleci Pani jakieś zabiegi „dla urody”. Kosmetyczka, czy raczej domowe sposoby?
Oczywiście kosmetyczka...Nie oszukujmy się,kosmetyczka jest bardzo dobra,maseczki w domu tak samo. Ale trzeba się wyspać- to jest podstawa. Sen jest bardzo dobry, bo podczas snu jest lepsza regeneracja.
Napisała Pani kiedyś „Lata lecą..., a moja miłość do sportu rośnie w siłę”. Są to piękne słowa. Jest to motywacja? Może to Pani powtórzyć jeszcze raz?
Mogę powtarzać to każdego dnia, dlatego że tak jak powiedziałam wcześniej ja się nie zmęczyłam moim sportem. Ja to kocham, to jest tak jak ktoś coś robi i mówi: „Boże, jestem na odpowiednim miejscu, to jest właśnie to”.Ja jestem szczęściarą na tym świecie, bo jestem na odpowiednim miejscu. Jak czasem słyszę, że ktoś mówi, że przeżywa dramat na siłowni, że się męczy, to myślę sobie: „Boże kochany, ale czy to są jakieś męczennice? Czy o co chodzi?”
Idąc na fitness nie idę jak na skazanie, idę z przyjemnością, więc tak. mogę powiedzieć to jeszcze raz: „Lata lecą..., a moja miłość do sportu wciąż rośnie”.Sport mnie hartuje.
Jest Pani zwarta i gotowa do akcji? Do następnych zawodów?
Cały czas! Do końca stycznia przygotowuję się, chodzę na „ciężary”. w marcu mam drugi rzut ligii, potem w kwietniu mam wyjazd do Francji, później do Grecji, na Ukrainę- jest trochę tego.I na koniec mam oficjalne zaproszenie w listopadzie do Moskwy. Także, jestem gotowa cały czas.
Moskwa znowu? Może powtórzy Pani swój sukces? Trzymam kciuki!
Tak, trzeba podchodzić ambitnie.
A jak ze sponsorami? Pojawiają się pytania, propozycje reklamy konkretnej marki, firmy, czy produktu, np. po wygranych zawodach?
Tutaj jest problem, w tym sporcie jest niewiele zainteresowanych osób jeżeli chodzi o sponsorowanie. Wyjazdy na zawody muszę sobie sama finansować. Tak to wygląda. Cały czas szukam tego sponsora, teraz widzę, że jest trochę łatwiej, bo niektórzy moi koledzy z branży już tych sponsorów mają, więc może i dla mnie się ktoś niedługo znajdzie.Zobaczymy.
Może Pani ćwiczyć wszędzie? Nawet podczas urlopu w hotelowej siłowni? Czy jednak tęskni Pani za ulubionym miejscem do ćwiczeń w Bolesławcu- Pani mieście?
Nie tęsknię, dla mnie nie ma to znaczenia. Ćwiczyć można wszędzie. Nawet można sobie pójść do lasu i zrobić tam bardzo dobry trening. Jeżeli tylko się chce, nie trzeba mieć najlepszej siłowni i najnowszego sprzętu.W każdych warunkach można.Nie ma wymówek.
Preferuje Pani zajęcia indywidualne czy grupowe. Jest jakaś różnica?
Zajęcia w grupie to jest coś innego: muzyka, podskoki,zabawa.Są to bardzo dobre zajęcia, bo kobiety wspólnie ćwicząc, motywują siebie nawzajem. Ale jak prowadzę treningi personalne na siłowni, to jest to troszkę inny rodzaj treningu, tam się skupiam tylko na jednej osobie, niektórzy wolą ćwiczyć indywidualnie, ale ja uważam, że jedno i drugie jest bardzo dobre.
„Siłownia to twój drugi dom”. Czy określenie to musi obowiązywać każdego sportowca? A czy dla Pani siłownia to właśnie drugi dom?
Tak, siłownię traktuję jak drugi dom. Ja się czuję tam jak w domu i atmosfera, która tam panuje gdzie ćwiczę regularnie, jest typowo domowa- wszyscy się tam lubimy, wspieramy, ćwiczymy razem i wtedy zawsze jest piękny i cudowny poranek każdego dnia (dzięki tej atmosferze).
A jak z podopiecznymi? Jest to uczucie, że zaraziła ich Pani siłownią, ruchem i zdrowym życiem? Starają się na treningach?
Widzę jakie zmiany się dokonują w osobach, które przychodzą do mnie na treningi personalne. Na początku próbują negocjować: „że to nie ten ciężar”, „nie to ćwiczenie”itd., ale ja tego nie słucham, wiem, że muszą zrobić swoje. Kiedyś mówili, że „idą, bo muszą”, a teraz, że „nie mogą się doczekać następnego treningu”. Czyli tak, zaraziłam ich.
Jest Pani z nich dumna widząc efekty ich i Pani ciężkiej pracy?
Bardzo jestem dumna. Jest to zarówno podopiecznych, jak i moja satysfakcja. Widząc efekty wiem, że to co robię, robię dobrze i chcę to robić.
Pani Jolu, wszystko już wiem. Po tej rozmowie, może w końcu zacznę porządnie ćwiczyć...Ale muszę zadać oststnie pytanie, które mnie niezmiernie ciekawi: trampki czy szpilki? Biorąc pod uwagę to, że widziałam Panią w obu stylizacjach;w sportowych butach prawdziwa fit trenerka, a w szpilkach kobieta z klasą.W której z opcji czuje się Pani lepiej?
I w jednej i w drugiej opcji.Trampki na codzień, ale jak jest weekend i mam wyjść, to zdecydowanie szpilki.Chcę mieć taką inność w sobie, że nie tylko w trampkach, ale też w tych szpilkach, bo je uwielbiam.
Dziękuję za rozmowę, życzę dalszych sukcesów i trzymam kciuki.
Dziękuję również.
Rozmowę przeprowadziła Simona Stolicka z Jolantą Popowicz Anasiewicz.
Komentarze
Prześlij komentarz